Przekazujemy Wam kilka słów od Małgorzaty Bierejszyk, człowieka-instytucji, animatorki i kierowniczki Sklepów Społecznych w Gdyni, gdzie prowadzimy też punkt wsparcia dla uchodźców z Ukrainy. Więcej informacji o możliwościach pomocy żywnościowej w Trójmieście możecie znaleźć tutaj.
Ostatni tydzień był dla nas czasem wielkiej nauki. Do naszej zwyczajnej działalności doszło ekspresowe i wszechstronne dokształcanie się. A to przepisy prawa, a to języki obce, a to praktyczne aspekty psychologii.
Wolontariusz gotowy pomagać codziennie, któremu muszę kategorycznie powiedzieć, że nie będzie potrzebny. Oczywiście, jego pomoc byłaby bardzo cenna, ale wiem, że nie mogę od niego wymagać aż tyle, bo każdy ma swoje życie i potrzebę odpoczynku. Gdy mówi, że przyszedł zmęczony, owinął się kołdrą i zasnął, a obudził się o pierwszej w nocy i zaczął smażyć rybę… Sprawa jest jasna. Pośmialiśmy się razem z nocnej rybki i poprosiłam o pomoc kogoś innego.
Wolontariuszka jest w pełnej gotowości, może pojechać dokądkolwiek, byle czuć, że coś robi. Wiem, że w tygodniu dzieliła czas między pracę zawodową i wolontariat. Nie dzwonię, utrzymujemy delikatny kontakt w postaci podsyłania i lajkowania sobie memów. Jestem, pamiętam, odbiorę od niej telefon. Wszystko. W weekend robiła czipsy z bananów i bawiła się z synem.
Osoba odbierająca żywność płacze. Łzy napływają mi do oczu. Porozumiewamy się spojrzeniem, nie pytam o nic. Jeśli ktoś chce, mówi mi parę słów o rodzinie. Córka już przejechała granicę, niepełnosprawny brat dostał pozwolenie na wyjazd, a tak się o niego bali. Ale są chwile, kiedy zachowuję się, jakbym nie słyszała szmeru rozmów. Paszport, paczka, podpis. Paszport, paczka, w jakim wieku dzieci, podpis. Paszport, paczka, ulotka z MOPS, jak uzyskać zaświadczenie od Straży Granicznej, podpis. Spokojnie, to w Gdyni, nie musicie wracać na granicę. Tu wszystko jest napisane. Spokojnie, przeczytacie w domu. Tak, jest po ukraińsku. Tak, rozumiemy was, możecie mówić po ukraińsku. Tak, możecie mówić po rosyjsku.
Często są z nami wolontariuszki z Ukrainy. Białorusinki, które same nie tak dawno uciekły do Polski, też oferują pomoc. Biorę kontakt, bo to pomoc specjalistyczna, psychologiczna. Taki kontakt jest na wagę złota, platyny i diamentów.
Słuchamy. Staramy się dostroić. Do kogo „pażałsta” i „spasiba”, do kogo „bud’łaska” i „diakuju”. Akurat te słowa znamy, bo od dawna z pomocy sklepów społecznych korzystają obcokrajowcy w początkach swojej nowej, migranckiej rzeczywistości. To przed wojną. Nasze nowe słówka to „stempel”, „zaświadczenie”, „straż graniczna”, „pieluszki”, „infolinia” i „punkt informacyjny”.
Uczę się prosić o pomoc. Okazuje się, że to nie takie trudne, a w dodatku całkiem skuteczne, bo ludzie chcą się dzielić swoim czasem i energią. Uczę się przyjmować zaoferowaną kawę. Ciepła, dobra, a zapomniałam, że robota o suchym pysku to żadna robota. Uczę się pilnować komfortu termicznego. Kto wie, o ile wolniejsze są zziębnięte dłonie i wychłodzony długopis, zrozumie, o czym mówię. Tylko w głowę jakoś za gorąco. A, nie miałam czasu zdjąć czapki. Wracam do siebie. Do tu i teraz. Chwila przerwy, nie, jeszcze nie wpuszczamy. Okej, już możemy.
Zagląda szef, daje drobny podarunek na Dzień Kobiet od męskiej części zespołu. Dziękowałam już chłopakom? Pewnie tak. Tulipany leżą na biurku. Dwa bukiety, bo wolontariuszka zapomniała zabrać swoich. Jeden oddaję paniom z zaprzyjaźnionej organizacji. Wszystko krąży, krążą rzeczy, informacje, opinie, nastroje. A tak niedawno zapisywałam klientów na standardowy odbiór żywności, właśnie na Dzień Kobiet. Ile było śmiechu, że datę łatwo zapamiętać. Teraz widzę w paszporcie datę wjazdu do Polski: 8 marca.
Tak miło jest wziąć do ręki paszport w kolorowej okładce. Tak miło jest, gdy dzieci chcą pomóc i podają paszporty rodziców „cioci” lub „wujkowi”, na których właśnie awansowaliśmy, gdy z powagą oddają papierek po zjedzonej czekoladce. Tak miło jest, gdy dzięki ogromnej hojności gdynian mamy na półce akurat to, o co pytają rodzice. Mleko „trójka”, słoiczki dla dwulatka, ale nie warzywne, tylko owocowe. Tak, ta zbiórka żywności nas podbudowała, również duchowo. Kochani, przynieśliście nam właśnie to, o co prosiliśmy, a do tego często dawaliście produkty zapakowane z mocną siatkę. Chciałabym podziękować wszystkim za wrażliwość. Prosiliśmy o siatki i torby, bo są niezbędne. Wiele uśmiechów się pojawiło na widok solidnej, wielorazowej torby, w której zmieści się wszystko lub prawie wszystko. Świat stał się lepszy, kiedy w momencie, gdy wydaliśmy ostatnią foliową reklamówkę, zjawił się człowiek lub anioł z całym kartonem (!) bawełnianych toreb. Może to teraz czyta… Dzięki! Po prostu, dzięki!
Obraz, który we mnie zostanie, to nie tylko kartony pełne jedzenia, urozmaicone paczki, takie z ofiarowanych produktów, a nie standardowe, identyczne. To nie tylko setki dłoni podających mi dokumenty. Zapamiętam radziecki dowód osobisty. Starsza pani, która przyjechała z Ukrainy z rodziną, najwidoczniej nie spodziewała się, że kiedyś będzie jej potrzeby inny dokument. Taki miała, taki zabrała ze sobą do Polski. W ostatnim czasie widziałam na żywo inflację, a teraz zobaczyłam na żywo historię.
Małgorzata Bierejszyk
Animatorka i kierowniczka Sklepów Społecznych w Gdyni